wtorek, 29 października 2013

Diav, falbany i uśmiechnięty Francuz

Diav dodała zdjęcia ze ślubu. Pannę Młodą mieliście okazję poznać, a teraz zerknijcie jaki uroczy jest Pan Młody :)

KLIK

niedziela, 27 października 2013

Niewielkie rozważania na temat cen rękodzieła

Niewiele mam czasu żeby pisać. Nie mogę się też zebrać by obfotografować sukienki które uszyłam. Z ciekawostek to miałam zapytanie ostatnio o frak jeździecki. Skąd pomysł, że skoro "chińszczyzna" w sklepie kosztowała 200 zł, to ja uszyję go za połowę tej kwoty? Oczywiście, miałam zrobić dodatkowe wykończenie lamówką i aksamitny kołnierzyk. Ludzie na prawdę mają zaskakujące pomysły. To niestety tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że rękodzieło w PL to trudny temat.

Patrzę na rękodzieło blogowiczek. Niektóre z nich sprzedają bransoletki za 5 zł. Gdzie samo skręcenie i nanizanie koralików zajmuje około godziny. A materiały to też kilka złotych. Gdzie zysk? Ile kosztuje godzina pracy takiej osoby? To już lepiej zarabiają osoby sprzątające mieszkania (10 - 15 zł/h).

Rękodzieło ma być wyjątkowe. Żeby takie było nie jest wykonywane maszynowo. Każdy twórca wkłada w swoje dzieło serce. Wyceniając nasz twór, bierzemy pod uwagę koszt materiałów, poświęcony czas, a następnie doliczamy opłatę za wyjątkowość dzieła. I cena jest wielokrotnie wyższa od cen za produkty z taśmy. Więc rękodzielnicy zaczynają od obcięcia dodatku za wyjątkowość dzieła. Potem tną swoje stawki godzinowe. I sprzedają po kosztach materiałów. Psują tym rynek, psują klientów.

Nie podoba mi się, że tak wiele osób sprzedaje rękodzieło bez wystawiania dokumentu sprzedaży. Nie odprowadzają podatków, nie płacą ZUS. W efekcie, porządny przedsiębiorca nie ma szans na konkurowanie z takimi osobami. Kupujący nie zdaje sobie sprawy, że nie mając dokumentu sprzedaży nie ma możliwości zwrotu przedmiotu. Obecnie przepisy mówią, że kupując wysyłkowo produkty, mamy prawo zwrócić je w ciągu 10 dni. Od nowego roku chyba, czas na zwrot ma być wydłużony.

Ech... i bądź tu człowiekiem.

Z innej mańki, to biała falbaniasta spódnica Basi do obejrzenia na blogu Basi tutaj.

wtorek, 8 października 2013

Poprawki, a tu przeziębienie

Dziś na tapecie szyciowej dwie rzeczy do zrobienia. Po pierwsze muszę zszyć rękawice motocyklowe braciaka bo mu rączki marzną. A na deser wszycie koronki do sukienki sąsiadki. Zabieram się do tego jak pies do jeża. Bierze mnie przeziębienie i nie mam ochoty wyłazić spod koca. Może jednak się zbiorę w sobie jak nie teraz to później.

niedziela, 6 października 2013

Burdowa kurtka z wełny nareszcie ukończona!

Przez ostatnie kilka dni publikowałam tutaj noteczki z postępów prac nad nowym projektem. Nie będę już was dłużej trzymać w niepewności i pokaże kurteczkę, którą skończyłam wczoraj wieczorem. Szyłam i szyłam i końca nie było widać. Wczorajszy dzień był też dniem pod znakiem prucia. Dawno tak nie spartoliłam banalnych rzeczy.

Zaczęłam od skrojenia podszewki i zszycia jej poszczególnych elementów. Oczywiście wszystko było przeplatane obrzucaniem zapasów szwów, a potem ich rozprasowywaniem. Jak dobrze, że moje żelazko się szybko nagrzewa. Szkoda tylko, że uderzenie pary się popsuło. Oczywiście serwis AGD mam jakieś 5 minut spacerem od domu. Skoro jednak malakser czeka na wymianę tarczy 2 rok, to żelazko które się zepsuło 2-3 miesiące temu jeszcze poczeka.

Na podszewkę wybrałam podszewkę atłasową z w kolorze złota/beżu. Lubię błyszczące podszewki w kurtkach i płaszczach. ta podszewka była też na tyle gruba, że dobrze chroniła przed zagryzieniem mnie przez wełnę. Niestety minusem tej podszewki jest to, że się elektryzuje więc w trakcie szycia zebrała na siebie wszelkie kłaczki znajdujące się w promieniu kilkunastu centymetrów. Trzeba też zabezpieczać krawędzie zygzakiem bo podszewka atłasowa się strzępi niemiłosiernie i sieje pięknie mieniące się kłaczki, które przylegają do wszystkiego. Suche powietrze w mieszkaniu z okazji grzejących kaloryferów znakomicie wspomagało elektryzowanie się kłaczków. Teraz trochę żałuję, że nie kupiłam pomarańczowej podszewki do tej kurteczki. To mogłoby ciekawie wyglądać. Jednak nie planowałam dodatków w tonacjach oranży.

Krojenie podszewki.
Po przygotowaniu podszewki postanowiłam uszyć rygielek. W tym celu skroiłam dwa prostokąty 8x23 cm z tkaniny wierzchniej. Podkleiłam oba flizeliną. Na tym etapie zaklęłam sobie szpetnie bo miałam za mocno rozgrzane żelazko i wypaliłam elegancką dziurę we flizelinie. Odkleiłam ją więc i przygotowałam nowy kawałek flizeliny, nakleiłam już rozsądnie rozgrzanym żelazkiem (na **). Następnie złożyłam prawą stroną prostokąty i przeszyłam je wzdłuż trzech krawędzi. Nie obrzucałam brzegów bo podklejone flizeliną, a później złożone do środka raczej by się nie siepały. Obcięłam narożniki żeby się lepiej układały zapasy bo odwróceniu na prawą stronę.
Drugie podejście do flizeliny.
Odwróciłam rygielek na prawą stronę i zawinęłam do środka krawędzie tkaniny. Spięłam sobie szpilkami, ale nie przeszyłam ich. Teraz już wiem, że gdybym jeszcze raz szyła ten element, to zostawiłabym otwartą dolną krawędź. Wtedy łatwiej dopilnować żeby rygielek był idealny i symetryczny. Mam na tym punkcie fisia, a ten rygielek nie jest idealny. Acha, rogi dokładnie wypchnęłam zaokrąglonym patyczkiem/szpatułką.
Rygielek oszpilkowany.
Przestebnowałam rygielek ozdobna nitką. W ten sposób na prawej stronie nie widać żadnych zbędnych szwów. Rygielek doszyłam do pleców kurtki. Przeszyłam w odległości około 2 cm od krawędzi.
Stebnowanie rygielka.
Przestebnowałam krawędzie przodu kurtki oraz dolną krawędź. Wszyłam poduszki. Solidnie rozprasowałam kurtkę i przypięłam szpilkami podszewkę. Nie zrobiłam zdjęć, bo zupełnie nie miałam do tego głowy. Najpierw doszyłam podszewkę do odszycia na karku, a następnie do odszyć/zapasów na połach kurtki. Potem doszyłam dół podszewki i tutaj zerkając jednym okiem w TV, gdzie Indiana Jones szukał arki. Ja szukałam cierpliwości, jednocześnie schowałam wszystkie ostre przedmioty, żeby się nie pochlastać. w trakcie wszywanie podszewki na jednej z części przodu okazało się, że podszewkę mam o jakieś 2 cm za krótką. Patrzyłam na podszewkę która skończyła mi się około 2 cm od narożnika, a podszewka patrzyła na mnie. Narożnik wyraźnie czuł się zażenowany sytuacją, że zostanie takie nieokryty miękkością podszewki. Ze złości dostałam wypieków, poszewka lśniła jeszcze bardziej z zażenowania. W końcu zatrybiłam co się stało. To ta potworna wełna mi się rozciągnęła. No to dawaj za wypruwanie podszewki aż do miejsca gdzie odszycie przechodzi w część przodu. I jeszcze raz delikatnie wszyłam podszewkę pilnując już by nie naciągnąć wełny, a nawet ją nieco wdać. I co się okazało? Że podszewka jest w sam raz!

Narożnik jednak już się zirytował do końca i wełna w tym miejscu za chiny ludowe nie chciała mi dać się ułożyć tak jak sobie tego życzyłam. Tona szpilek, cedzenie przez zęby gróźb karalnych wymierzonych w narożnik, wełnę i podszewkę i poszło! Drugi narożnik to była bajka dla dzieci. Chyba wolał nie ryzykować zirytowania mnie. Przez otwór w rękawie obróciłam kurtkę na prawą stronę - podszewka była super wszyta!

Potem doszywanie podszewki do rękawów. Postanowiłam zostać taką długość rękawów na jaką pozwoliło mi to co skroiłam. Stwierdziłam, że skrócić je to żaden problem, ale z wydłużeniem byłby problem. Dopasowałam długość, pomogłam sobie spinając podszewkę ze szwami, żeby nie skrócić jej za bardzo. Doszyłam podszewkę do jednego rękawa. Odwróciłam go na prawą stronę i przymierzyłam kurteczkę. Było wszystko ok, podszewka nigdzie się nie ciągnęła. Odwróciłam na lewą stronę drugi rękaw, dopasowałam długość podszewki i doszyłam ją. W połowie rękawa zatrzymałam maszynę. Zrobiło mi się słabo. Oto udało mi się doszyć lewą stronę podszewki do lewej strony rękawa. Prujka poszła w ruch. Kilka minut później doszyłam podszewkę już zgodnie ze sztuką. Odwróciłam rękaw na prawa stron by sprawdzić poprawnośc wykonanej roboty. wszystko było ok.

Doszywając podszewkę musiałam bardzo pilnować, żeby nie naciągnąć wełny. Ponieważ stopka dość mocno dociskała tkaninę i ząbki przesuwając ją miały tendencje do lekkiego naciągania brzegu, toteż podawałam wełnę pod igłę lekko ją wdając. Dzięki temu obwód rękawa był taki sam jak podszewki. Oczywiście dotarło to do mnie zaraz po tym jak doszyłam podszewkę do pierwszego rękawa i okazało się, że rękaw podszewkowy ma około 2 cm za mało w obwodzie. Tu była też akcja prucie.
Podszewka - moja duma!

Rozprasowałam szwy. Obrzuciłam oczywiście zapasy szwów. Przestebnowałam krawędzie rękawów. Rozłożyłam kurtkę na podłodze i podziwiałam swoje dzieło. I wtedy przed oczami mi pociemniało. Rygielek na plecach był nierówno wszyty! Kolejna akcja wypruwania! Doszyłam go ręcznie.
Plecy zaryglowane.

Potem było już z górki. Naszyłam klipsy do zapinania. Nie są one naszyte równo bo wg mnie dolna część kurtki za mocno odstawała i aby zebrać ją nieco, toteż najniższy guzik jest przesunięty o około 1,5 cm względem najwyższego. Może nie jest to najpiękniejsze rozwiązanie, ale to moja kurtka i mogę ją modelować jak mi się podoba.
Kurtka dumnie prezentuje swoje zapięcie.
Doszyłam ozdobne guziki na rygielku, a na sam koniec doszyłam ozdobny guzik pod szyją. Żeby było zabawniej to wcale to nie jest guzik, tylko klamra do paska! Niestety w żadnej z trzech pasmanterii, które odwiedziłam w ostatnich dniach, nie znalazłam pomarańczowego guzika z moich marzeń i snów. Panie w jednej z pasmanterii podsunęły mi taką klamrę i postanowiłam zaryzykować. Klamrę przyszyłam nitka jak guzik, a następnie naszyłam kawałeczek tasiemki atłasowej w kolorze brązu i miedzi.
Kurtka w pełnej krasie.
Sprytny guzik, który guzikiem nie jest.
Kurtka jest wygodna, nie krępuje ruchów. Moim zdaniem jest ciut na mnie za duża. Ale to mój odwieczny problem. Czasem coś dobrze na mnie leży w burdowym rozmiarze 38, a czasem 38 to ciut za mało dlatego kurteczkę szyłam rozmiar 40.

Wełna z której szyłam jest efektowna, ale przy kołnierzu ciężko ją modelować z racji dużej liczby warstw. W dobrym ułożeniu odszycia pleców pomogło dopiero przestebnowanie szwu łączącego plecy, rękawy i poły przodu ze stójką i kołnierzem.
Stebnowanie pod kołnierzem i przez środek pleców.
Jestem bardzo zadowolona ze stebnowań. Myślę, że nadały kurtce charakteru i wyróżniły ją pośród innych tego typu kurtek. Z drugiej strony, stebnowanie nie jest nachalne i nie przytłacza ciekawego kroju. Nie kłóci się też, z guzikiem. Stebnowanie sprawiło też, że zapasy szwów leżą płasko i na pewno nie będą uwierać.
Profil
Bardzo trzeba pilnować by nie naciągnąć tkaniny, w tym przypadku wełny. Do tego dostałam pięknej alergii na kłaczki fruwające z wełny w trakcie pracy z nią. Dzisiaj, gdy odkurzyłam mieszkanie, a robota nad kurtką została skończona, minął mi katar i nie kicham. Na szczęście jak noszę kurteczkę to alergia nie dokucza, więc to jednak te latające kłaczki. Na takie akcje pomaga nieco nawilżacz powietrza. Ale i to niewiele.
Jestem z wełny. Kurtka z wełny.
Model ten to numer 105 z Burdy 9/2007. Jeszcze raz podziękowania dla Ani, która mi Burdę pożyczyła. Dość łatwy do uszycia o ile nie weźmie się na niego trudnej tkaniny. Flausz mógłby być interesującą alternatywą. Wzór ten ma też mnóstwo możliwości modyfikacji. W Burdzie proponowali do niego futrzany kołnierz. Można wszyć zamek, rękawy można zrobić 3/4 jak były zalecane. I długie. I wykończone guzikami lub finezyjnym rozcięciem. To niezwykle wdzięczny model i mogę go śmiało polecić!

***

Niektórzy z was pewnie wiedzą, że działam nieco z końmi. Dzisiaj w ramach relaksu po szyciu kurtki najpierw odkurzałam, a potem prowadziłam jazdę Monice. Przyszywając guziki wymyśliłam dla niej zestaw zadań do wykonania. Relację można przeczytać TUTAJ.

sobota, 5 października 2013

Kurteczka lata 50-te - etap pierwszy, wierzchni

Nie wiem jak to się stało, ale nie opublikowałam poprzedniej notki mimo iż stworzyłam ją dwa dni temu. No to jest już opublikowana, a ta noteczka chociaż napisana 4 października ukaże się dopiero 5.10 żeby nie było za dobrze :)

I tak to na chwilę obecną kurteczka jest w znacznej częsci gotowa i jestem z niej bardzo zadowolona. Lekko nie było, bo wełna jest niezwykle wymagająca, ale o tym za chwilkę. Kolor, wzór, fason - wszystko mi pasuje. Po raz pierwszy szyłam ciuch z raglanem i poszło wzorowo.

Szycie tej kurteczki obfitowało w ciekawe doświadczenia. Po pierwsze to prasowanie wełny. Koszmar! Tym bardziej, że tkanina jest dość luźno tkana i naciągała się w róznych kierunkach. Stanowiło to problem już na etapie przygotowywania wykroju. Do tego nie rozprasowałam tkaniny przed ułożeniem elementów wykroju i w trakcie układania szablonów musiałam się nagimnastykować nieco.

Kurteczka obfitowała też w babole jakie popełniłam na pierwszym etapie. Po pierwsze na tkaninie ułożyłam szablon odszycia. Skroiłam, podkleiłam flizeliną i co za kicha! Nigdzie ten element nie pasował. Patrzę na szablon, a tam jak byk napisałam, że to dotyczy modelu 117. A ja szyłam model 105!

Potem ta gimnastyka z naciągającą się wełną. W końcu zrezygnowałam z krojenia podwójnie złożonej tkaniny, tylko odwaliłam podwójną robotę i wycięłam dwa razy wszystkie elementy pilnując by za drugim razem ułożyć szablony "rewersem w górę".

Na zdjęciu poniżej część roboty związanej z układaniem szablonów na tkaninie. Oczywiście miałam jej nieduży kawałek więc była niezła gimnastyka by tak ułożyć formy, żeby się pomieścić a jednocześnie aby nitka prosta była zgodna ze wzorem.

Jak pogodzić nitkę prostą i wzór kraty?
Po wycięciu wszystkich elementów, a nawet jednego więcej przystąpiłam do podklejania flizeliną wszystkich brzegów tkaniny. Musiałam to zrobić bo w trakcie szycia na bank wełna by się powyciągała. Nawet w trakcie naprasowywania flizeliny musiałam bardzo uważać by nie naciągnąć brzegów tkaniny. Oczywiście podkrój, część przodu i kołnierz podkleiłam w całości flizeliną. O ile w przypadku kołnierza tylko jedną czego część w całości podkleiłam, a drugą tylko po krawędziach, tak obydwa elementy stójki potraktowałam w całości flizeliną.Stójka ma stać, a do tego potrzeba flizeliny, dużo flizeliny!

Bo szycie, to też klejenie!
Szwy stebnowałam dość gęstym ściegiem, a zapasy obrzuciłam zygzakiem co prawie widać na zdjęciu poniżej. Teoretycznie mogłam zaryzykować pozostawienie szwów bez obrzucania, bo były podklejone flizelina, jednak jak ma być porządnie to niech i będą obrzucone.

Zygzakowanie szwu pleców.
W przepisie plecy były z jednego kawałka, jednak nie miałam jak ich skroić z sensem przez wzór kraty i ograniczoną ilość tkaniny. Dlatego plecy złożyłam z dwóch części, którym dodałam zapas na szew. Z początku planowałam jeszcze kontrafałdę na środku pleców, jednak trzymająć wełnę w dłoniach stwierdziłam, że jest zbyt gruba i kontrafałda nie układałaby się dobrze. Musiałabym tez zmienić krój pleców, Odciąć górną część pleców i zrobić ją dopasowaną, a dolna część powinna być poszerzona i kontrafałdę. Ale to może innym razem, przy innym projekcie.

Raglanowe rękawy to mały pikuś. Łatwo poszło ich zszycie, zabawa zaczęła się dopiero później.

Rękaw lewy i prawy, albo prawy i lewy.
Gdy zszyłam rękawy i boki kurtki, a następnie wszystko złożyłam do kupki, wtedy stwierdziłam, że czegoś tu brakuje. Na pewno guzik by dodał uroku, ale to nadal nie było to. Pognałam więc do sypialni gdzie w wielkim pudle mieszkają nici. Między innymi cztery szpule grubych nici do jeansu. Złapałam szpule i wróciłam do pokoju przymierzać do tkaniny i okazało się, że pomarańczowe są po prostu idealne. Przestebnowałam podwójnie wszystkie szwy.

Pomarańcz daje ognia.
Kurtka nabrała charakteru i uroku. Nie była to lekka praca, zwłaszcza w przypadku stebnowania szwów rękawów. Nie z takimi przeciwnościami jednak walczyłam nie raz. Potem i tak miało się zacząć samo gęste. Mianowicie kołnierz!

Opis w Burdzie był tak fantastycznie czytelny i zrozumiały, że usiadłam w fotelu i postanowiłam zjeść kilka śliwek by to przemyśleć.Patrzyłam na elementy które miałam, mierzyłam, znowu patrzyłam, znowu mierzyłam i jakimś cudem udało mi się zgrać wszystkie części. Doszyłam kołnierz do stójki. Przestebnowałam szwy, a potem kombinacje z wpięciem stójki z kołnierzem do kurtki i odszyć. To było dość proste chociaż chwilę trwało niż wszystko ułożyłam równo. Miałam do przeszycia kilka warstw. 1 warstwę kurtki w porywach do 2 jeśli akurat był zapas szwu, 2 warstwy stójki, warstwa odszycia. Maszyna Silvercrest jednak dzielnie sobie z tym poradziła. Efekt poniżej.

Kurtka taka oto.

Do zrobienia zostało jeszcze sporo rzeczy. Przede wszystkim zastanowić się nad długością rękawów. Na zdjęciu powyżej widać efekt tych rozważań. Jeden rękaw jest 3/4 a drugi jest 7/8. Kurtka jeszcze nie jest podwinięta bo nie ma wszytej podszewki. I to jest plan na jutro. Skroić i wszyć podszewkę. Nim jednak to zrobię muszę doszyć poduszki, bo na razie są tylko wsunięte pod kurteczkę. Jutro też poszukiwania guzika idealnego. Ma być duży i pomarańczowy. A no i rygielek z tyłu trzeba zmontować i naszyć. W końcu co to za wełniana kurteczka bez rygielka?! Na sam koniec przestebnuję krawędzie kurteczki. Jak dobrze pójdzie to w niedzielę będę mogła się w niej wybrać na zakupy. W botkach, z torebeczką i w skórzanych rękawiczka! Taka będę!

piątek, 4 października 2013

Przymiarek do kurteczki ciąg dalszy

Jesień w rozkwicie, a jak jak zwykle spóźniona z szyciem odzieży sezonowej. Zbieram się od dłuższego czasu na kurteczkę, jednak ostatnie próby zakończyły się niepowodzeniem.Na szczęście wykrojem na kurteczkę poratowała mnie Ania, która nie tylko wyszukała wykrój, ale pożyczyła mi Burdę 9/2007, w której owy wykrój się znajduje! Wyobrażacie sobie tyle szczęścia na raz? I to dokładnie jest to czego szukałam. Bez kontrafałdy na plecach ale to już mały pikuś by poszerzyć nieco wykrój pleców i taką kontrafałdę zrobić w razie potrzeby. Cała reszta jest idealna. Kołnierzy, zapięcie, rękawy. Te prawdopodobnie wydłużę nieco, ale to też czysta kosmetyka.

Z szafy wyciągnęłam wełnę i grubszą podszewkę atłasową, która zabezpieczy mnie przed zagryzieniem przez wełenkę. Bardziej by mi pasowała jakaś błękitna czy żółta podszewka ale akurat takiej nie mam na stanie.


Opinie co do kurteczki są mieszane. Dziewczyny pieją na widok tego wykroju, jednak znajomy skrytykował taki krój. Stwierdził, że to okropne bo kojarzy mu się z donaszaniem ciuchów po starszym rodzeństwie. No cóż! Jak widać, nie jest koneserem krojów lat 50-tych.

Będę miała kurteczkę do jeansów i szpilek. Mam śliczne buciki w musztardowym kolorze. Będą fantastycznym dodatkiem do kraciastej kurteczki. Do tego kolorowe skórzane rękawiczki.

W planie jest dziś wieczorem zrobić wykrój. Nie wiem jednak co z tego wyjdzie bo przy okazji wyjmowania podszewki, z szafy wyjęłam również wełnę z poliestrem na sukienkę. I oczywiście dziś przygotowałam wstępnie wykrój na sukienkę na szelkach. Mam taką sukienkę którą mi się świetnie nosi, ale jest z cienkiej tafty. A chcę coś mnie oficjalnego na spotkanie ze znajomymi czy do pracy. Dopasowana góra, szelki, dopasowana w biodrach.

Ach i jak pewnie zauważyliście nastąpiła zmiana logo na zdjęciach. Nie jest wykluczone, że będzie ono ewoluować. Póki co zostaję przy tym projekcie.