poniedziałek, 6 maja 2013

Pasteli ciąg dalszy

Jako, że jesteśmy w pastelowym klimacie, toteż zaprezentuję kolejną sukieneczkę w tej tonacji. Sukienka z serii "Mała czarna ale kolorowa". Nie lubię czarnych ciuchów, szaroburych bluzek, burych swetrów, popielatych spodni. Zawsze cierpiałam z tego powodu bo wszystkie sukienki które były w miare eleganckie musiały być czarne albo inne ciemne. Czasem trafiła się czerwona czy ostatnio musztardowa. Jednak coś kobiecego w jakiś delikatny wzór to ze śmiecą szukać. I tak postanowiłam sobie szyć te swoje małe czarne ale kolorowe.

Poniżej znowu mamy grubszą bawełnę w kwiaty i wstawki z bawełny w kolorze miętowo-turkusowym. Nie przepadam za takim kolorem ale ta tkanina mnie urzekła bo ma ciepły odcień. Nie kojarzy się z chirurgicznym fartuszkiem. Raczej z lodami miętowymi albo pistacjowymi.


 Sukienkę szyłam bez podszewki bo bawełna przyjemna w dotyku. Wokół dekoltu jest ładnie podwinięte wykończenie więć nie powinno nic drapać ani drażnić. Zamek oraz pod pachami wykończyłam lamówką atłasową w kolorze mięty. Taką miałam finezję i polot, a właściwie to coś mnie poniosło i postanowiłam zaszaleć z takim wykończeniem. Całkiem fajnie to wyszło i prawdę mówiąc ten element mnie najbardziej w tej sukience cieszy.

Dzisiaj krótko i węzłowato bo zarobiona jestem. W najbliższych dniach nie za bardzo mam szanse by usiąść do maszyny nad czym nawet nieco ubolewam. Może uda mi się któregoś wieczora skończyć kratki i paski w żółtej tonacji.

sobota, 4 maja 2013

Wiosenne pastele

Bardzo lubię wzory kwiatowe, w szczególności te w jasnych tonacjach. Gdy zobaczyłam tą bawełnę, wiedziałam że musi być moja. Nie było jej zbyt wiele, ale wiedziałam, że na sukienkę wystarczy.

Lubię łączyć tkaniny. Różne faktury, różne barwy. Póki co brakuje mi odwagi by łączy różne wzory ale pewnie i na to przyjdzie czas. Rozłożyłam bawełnę w kwiaty i od razu podpasowała mi do niej żółta kreszowana mieszanka. Momentalnie w głowie zrodził się pomysł co to powinno być. Ułożyłam formę na tkaninie i okazało się, że tkaniny w kwiaty jest sporo więcej niż mi się z początku wydawało. Przygotowałam kolejny wykrój i poszczególne części ułożyłam na tkaninie. Idealnie, choć nieco na styk. Wykroiłam poszczególne elementy i zszyłam górę sukienki dla której miała być dodatkiem żółta tkanina. Jednak okazało się, że nie mam zamka w odpowiednim kolorze. Dzień wolny skutecznie utrudnił szybki zakup. Postanowiłam więc zabrać się za druga sukienkę upewniając się, że mam wszystko czego mi potrzeba. No prawie wszystko.
Zszyłam części góry, zszyłam dół. Bardzo lubię bawełny, zwykle dobrze się je szyje. Tak było i tym razem. Górę sukienki postanowiłam zrobić z cienkiej bawełenki w błękitnym kolorze. Stojący kołnierzyk. Rękawki. Jednym słowem miodzio.

Pierwszy problem pojawił się po wszyciu rękawków. Niestety na moje ramiona wyrobione treningiem z końmi rękawki były za wąskie. Mieściłam się w nie, ale bez przyjemności. Wyprułam zatem rękawy chociaż uważam, że sukienka bez niech nieco straciła na swoim uroku. Potem robota szła już gładko. Górę skroiłam podwójnie bo bawełna była tak cienka że prześwitywała i nieco źle się układała. Jako że to letnia sukienka nie chciałam szaleć ze sztywnymi odszyciami, które drażnią moją skórę na dekolcie. Wzmocniłam cienką taśmą flizelinową podkroje pach. Dekoltu już nie usztywniałam bo tam był wszywany kołnierz i szew i bez tego był dość sztywny.

Efekt na zdjęciu poniżej. Dość nieszczęśliwym, bo chyba za nisko ustawiłam aparat i zaburzyło proporcje.

 Tył sukienki jest lepiej sfotografowany i widać że sukienka nie jest wcale taka "biodrzasta" jak na zdjęciu powyżej. Niestety nie jest słodko, bo popełniłam szkolny błąd. Nie mierzyłam się dawno i jak zwykle uszyłam rozmiar 40. A tu niespodzianka. O ile w biuście sukienka jest w miarę ok, to w talii i biodrach mnóstwo miejsca. Zdejmuję sukienkę, mierzę się i wszystko jasne. Rajdowanie na Mazurach, treningi, bieganie i wiosna pozbawiły mnie kilku centymetrów w obwodach. Bardzo mnie to cieszy ale jednocześnie jestem wściekła, bo sukienka jest za duża!
 Moja rozpacz jest tym większa, gdyż sukienka jest ślicznie wykończona. Po raz pierwszy nie mam się do czego przyczepić (a jestem perfekcjonistką). Zamek wszyty równo, równe stebnowania, idealne połączenie dołu z górą.
Rozpierdak też elegancko przeszyty. Na zdjęciu poniżej się rozchylił bo manekin jest rozmiar mniejszy i sukienka na tyłku płaskodupego manekina słabo się układa.

 Zdjęłam sukienkę z manekina i leży na oparciu fotela. Zerkam na nią i zastanawiam się co teraz. Czy uszyć sobie taką ale mniejszą czy przytyć? :P odpowiedź jest prosta. Uszyć!

Póki co jednak maszyną zawładnęła bawełna z domieszką. Biało-żółta kratka i biało-żółte paski. Szyję dwuwarstwową sukienkę na lato, taką milutką dla ciała, przewiewną, z kopertowym dekoltem. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo to kombinacja. Nie mam na nią gotowego wykroju tylko kombinuję. Dzisiaj była szansa, żeby ją skończyć ale oczywiście nie mam już flizeliny do usztywnienia miejsca wszycia zamka no i samego zamka też nie mam. Musze kupić nieco krótszy zameczek bo sukienka jest zapinana z boku, a nie na plecach.

środa, 1 maja 2013

Sukienka z kołnierzem-wstęp

Popełniłam sukienkę wg wykrojo Papavero. Do niedawna brałam rozmiar 40 i był ok, tym razem rozmiar czterdzieści okazał się bardzo dużą czterdziechą. I sukienka choć ładna i dobrze uszyta (tak, jestem zadowolona), to niestety jest na mnie sporo za luźna. Jestem zła bo lubię tego typu kołnierze.

Zdjęcia będą może jutro. Dzisiaj nie mam siły ruszyć się z krzesła, a tym bardziej rozebrać manekina z koszuli, bryczesów i fraka by ubrać na niego sukienkę.