sobota, 4 maja 2013

Wiosenne pastele

Bardzo lubię wzory kwiatowe, w szczególności te w jasnych tonacjach. Gdy zobaczyłam tą bawełnę, wiedziałam że musi być moja. Nie było jej zbyt wiele, ale wiedziałam, że na sukienkę wystarczy.

Lubię łączyć tkaniny. Różne faktury, różne barwy. Póki co brakuje mi odwagi by łączy różne wzory ale pewnie i na to przyjdzie czas. Rozłożyłam bawełnę w kwiaty i od razu podpasowała mi do niej żółta kreszowana mieszanka. Momentalnie w głowie zrodził się pomysł co to powinno być. Ułożyłam formę na tkaninie i okazało się, że tkaniny w kwiaty jest sporo więcej niż mi się z początku wydawało. Przygotowałam kolejny wykrój i poszczególne części ułożyłam na tkaninie. Idealnie, choć nieco na styk. Wykroiłam poszczególne elementy i zszyłam górę sukienki dla której miała być dodatkiem żółta tkanina. Jednak okazało się, że nie mam zamka w odpowiednim kolorze. Dzień wolny skutecznie utrudnił szybki zakup. Postanowiłam więc zabrać się za druga sukienkę upewniając się, że mam wszystko czego mi potrzeba. No prawie wszystko.
Zszyłam części góry, zszyłam dół. Bardzo lubię bawełny, zwykle dobrze się je szyje. Tak było i tym razem. Górę sukienki postanowiłam zrobić z cienkiej bawełenki w błękitnym kolorze. Stojący kołnierzyk. Rękawki. Jednym słowem miodzio.

Pierwszy problem pojawił się po wszyciu rękawków. Niestety na moje ramiona wyrobione treningiem z końmi rękawki były za wąskie. Mieściłam się w nie, ale bez przyjemności. Wyprułam zatem rękawy chociaż uważam, że sukienka bez niech nieco straciła na swoim uroku. Potem robota szła już gładko. Górę skroiłam podwójnie bo bawełna była tak cienka że prześwitywała i nieco źle się układała. Jako że to letnia sukienka nie chciałam szaleć ze sztywnymi odszyciami, które drażnią moją skórę na dekolcie. Wzmocniłam cienką taśmą flizelinową podkroje pach. Dekoltu już nie usztywniałam bo tam był wszywany kołnierz i szew i bez tego był dość sztywny.

Efekt na zdjęciu poniżej. Dość nieszczęśliwym, bo chyba za nisko ustawiłam aparat i zaburzyło proporcje.

 Tył sukienki jest lepiej sfotografowany i widać że sukienka nie jest wcale taka "biodrzasta" jak na zdjęciu powyżej. Niestety nie jest słodko, bo popełniłam szkolny błąd. Nie mierzyłam się dawno i jak zwykle uszyłam rozmiar 40. A tu niespodzianka. O ile w biuście sukienka jest w miarę ok, to w talii i biodrach mnóstwo miejsca. Zdejmuję sukienkę, mierzę się i wszystko jasne. Rajdowanie na Mazurach, treningi, bieganie i wiosna pozbawiły mnie kilku centymetrów w obwodach. Bardzo mnie to cieszy ale jednocześnie jestem wściekła, bo sukienka jest za duża!
 Moja rozpacz jest tym większa, gdyż sukienka jest ślicznie wykończona. Po raz pierwszy nie mam się do czego przyczepić (a jestem perfekcjonistką). Zamek wszyty równo, równe stebnowania, idealne połączenie dołu z górą.
Rozpierdak też elegancko przeszyty. Na zdjęciu poniżej się rozchylił bo manekin jest rozmiar mniejszy i sukienka na tyłku płaskodupego manekina słabo się układa.

 Zdjęłam sukienkę z manekina i leży na oparciu fotela. Zerkam na nią i zastanawiam się co teraz. Czy uszyć sobie taką ale mniejszą czy przytyć? :P odpowiedź jest prosta. Uszyć!

Póki co jednak maszyną zawładnęła bawełna z domieszką. Biało-żółta kratka i biało-żółte paski. Szyję dwuwarstwową sukienkę na lato, taką milutką dla ciała, przewiewną, z kopertowym dekoltem. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bo to kombinacja. Nie mam na nią gotowego wykroju tylko kombinuję. Dzisiaj była szansa, żeby ją skończyć ale oczywiście nie mam już flizeliny do usztywnienia miejsca wszycia zamka no i samego zamka też nie mam. Musze kupić nieco krótszy zameczek bo sukienka jest zapinana z boku, a nie na plecach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz