wtorek, 30 lipca 2013

Kręcona spódnica

Szyfon mnie zirytował to granic możliwości. Przesuwał się przy krojeniu, układał nie tak jak chciałam. Wściekłam się na niego i uszyłam tylko stanik do sukni. I niech teraz lezy i czeka na resztę. Dodam, że spodnia warstwa jest skrojona i zszyta, gotowa do wszycia, tylko ta wierzchnia warstwa... zostawię to na lepszy dzien.

W niedzielę wieczorem z zemsty na szyfonie postanowiłam uszyć coś innego. Otworzyłam szafę, a w niej leży sobie kupon bawełny z dodatkiem sztucznego. Kreszowana łączka na biało-kremowym tle. Mówiłam sobie, że nie będę szyć z kreszowanych tkanin, ale postanowiłam zaryzykować.

Generalnie nie lubię rozkloszowanych spódnic do ziemi, zdecydowałam się jednak na ten model, bo tkanina była przyjemnie lejąca się, dość ciężka. I inna sprawa, że spojrzałam na tą tkaninę i od razu zobaczyłam w niej długą falbaniastą spódnicę z szerokim paskiem.

Kwiecista spódnica i góra od nowej sukienki
Spódnicy nie szyłam z żadnego wykroju. Poszłam na żywioł. Policzyłam ile materiału bym potrzebowała, potem policzyłam ile mam. Postanowiłam uszyć spódnicę z trzech części. Cześć górna z całe szarości tkaniny, a długa na 60 cm. Do tego 7 cm zapasu na tunel na gumkę.
Druga część spódnicy z 1,5 szerokości tkaniny i długości 30 cm + 2 cm zapasów na szwy. I ostatnia falbana z 3 szerokości tkaniny i długości 19 cm + 4 cm zapasu na szwy.

Marszczenia  zrobiłam przeszywając krawędź falbany najdłuższym ściegiem przy niezbyt dużym naprężeniu nici. Następnie ściągałam dolną nitkę marszcząc falbanę w oczekiwany sposób. Pilnowałam by marszczenia w miarę równomiernie rozłożyć, jednak nie starałam się nadawać marszczeniu symetrii. 
Dwie warstwy delikatnie zmarszczonych falban
Spódnica się nieźle układa, w szczególności w ruchu. Dół wtedy pięknie faluje. Wszystko dzięki ciężkiej i lejącej się tkaninie. Szeroki pasek ładnie podkreśla talię a tkanina na nim się ładnie marszczy.
Szeroki pasek
Myślę, że to będzie jedna z moich ulubionych spódnic na lato. Przede wszystkim dzięki swojej wygodzie, uniwersalny wzór. Pasuje i do eleganckiej koszuli i do luźnego tshirta.Jestem z niej bardzo zadowolona.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Serce boli, lecz kobyłka u płotu

I tak to suknia z tego postu została sprzedana. Za kilka godzin wyjeżdża do swojej nowej właścicielki. Serce boli, bo to moje pierwsze poważne dzieło. od początku do końca przeze mnie obmyślane, zaprojektowane. Na tej sukni nauczyłam się szyć spódnice z koła, robić wyliczenia, obliczać ilość potrzebnej tkaniny będącej funkcja liczby falban. Na tej sukni przetestowałam maszynę i szycie szyfonu, a właściwie dzianiny poliestrowej przypominającej szyfon.

Byłam i jestem dumna z tej sukienki, bo była dokładnie taka jak sobie ją wyobraziłam. serce boli ale dzięki temu, e ktoś inny się nią będzie cieszył, będę mogła sobie pozwolić na uszycie jakiejś nowej kreacji.

niedziela, 28 lipca 2013

Kolejna letnia białość

Białe sukienki na lato, to jest to! wykrój wypatrzyłam w którejś burdzie z tego roku, wykrój zrobiłam dawno temu, ale nie mogłam się zebrać do szycia. W końcu jednak nadszedł ten dzień!
Wyciągnęłam z szafy białą bawełnę z delikatnym żakardowym wzorem w kwiaty i skroiłam sukienkę. Zmieniłam dół sukienki na suto marszczony.

Taka jestem urocza sukienka
Górę sukienki skroiłam podwójnie, żeby nie prześwitywała w najmniej odpowiednich momentach. Rękawki i dół sukienki są z pojedynczej warstwy tkaniny.
Acha, wysiadło mi żelazko i wszystkie sukienki ostatnio są niedoprasowane. I tu niestety mamy to samo.


Dekolt
Dekolt w tej sukience to bajka. Świetnie się układa i pieknie eksponuje biust przy czym nie odsłania zbyt wiele. Żeby zapobiec falowaniu linii dekoltu podkleiłam wąskim paskiem flizeliny linie szwów. Był to służszy zabieg, bo bawełna mimo wszystko miała tendencje to rozciągania się na szwach.

Tył
Tył sukienki to niesamowita linia dekoltu i niezłe dopasowanie do sylwetki dzięki pionowym zaszewkom. Bardzo udany model burdzie wyszedł. Jedyne co to dość duże luzy odzieżowe. Zwykle szyję dla siebie rozmiar 40, a w tej sukience z powodzeniem mógłby to być rozmiar 38.

Kobieca, elegancka, wyjątkowa. Świetna sukienka. Do tego dość łatwa do uszycia. Jedyny haczyk to środek dekoltu. Dopasowanie i przyszycie miseczek nieco mi zajęło czasu. Mimo wszystko było warto. Sukienka cieszy moje oczy.

czwartek, 25 lipca 2013

Horror kocio-podszewkowy z kratą w tle

Dzisiaj zaprezentuję jedną z pierwszych sukienek jakie uszyłam. Historia będzie przede wszystkim o piekielnej różowej podszewce. To badziewie wydłużyło czas pracy nad sukienką raptem dwukrotnie.

Znalazłam bardzo ciekawy wykrój. Ten dekolt, fikuśne rękawki, ciekawe cięcie dołu sukienki. To zdecydowanie było to! Miałam resztkę wełny z domieszką. w kratkę. Resztka i kratka nie komponują się zbyt dobrze o czym wie każdy nieco zaprawiony w bojach. Do tego jak się okazało kupon jest nieco zwichrowany i była rzeźba w substancji miękkiej, a podatnej.


Ułożyłam wykrój na tkaninie. Przypięłam szpilkami. Wstałam by spojrzeć z góry na moje dzieło. W tym momencie wściekły kot postanowił się przebiec po mieszkaniu. Traf chciał,że trasa jego przelotu przebiegała przez mój wykrój.

Ponownie rozłożyłam tkaninę. Poprawiłam wykrój na tkaninie, przypięłam szpilkami.  wtedy Gadzin zeskoczył z parapetu dokładnie w środek  rozłożonej tkaniny. Spojrzał mi głęboko w oczy i hycnął boczkiem boczkiem. Oczywiście hycając tkanina wyskoczyła spod jego łap i ślizgając się po parkiecie, wjechała pod kaloryfer. Z wściekłością pobiegałam za szalonym kotem. Bestia niestety zdążyła się ukryć w areszcie*.

Wróciłam do pokoju. Wyciągnęłam tkaninę spod kaloryfera. Rozłożyłam równo. Poprawiłam wykrój i wzięłam w garść nożyce. I cięłam, kroiłam. Oczywiście w międzyczasie zadzwonił telefon i okazało się, że muszę pilnie wyjść z domu. Prawdopodobnie na tym etapie zrobiłam babola, o którym później.


Rozłożyłam podszewkę. Piękna podszewkę w kolorze intensywnego różu. Miała pójść na podszewkę do pomarańczowej sukienki, której do tej pory nie uszyłam. To tak na marginesie.Zaczęłam zszywać sukienkę i podszewkę. Przy szyciu szlag mnie lekki trafił bo się okazało, że gdzieś jakoś, pewnie przez to kosmate bydlę z piekła rodem, rozjechały mi się linie wzoru między poszczególnymi elementami. Stwierdziłam, że trudno. Szyję dalej. Nie wiedziałam, że to przekleństwo różowej podszewki.


Przyłożyłam podszewkę do wierzchu sukienki by doszyć i co się okazało? Że coś nie pasuje! Było już sporo po północy, a ja dumałam od pół godziny co się nie zgadza. W końcu mnie olśniło. Środek tyłu wszyłam jako środek przodu. No to dawaj rozpruwanie. Rozprułam sukienkę. Gdy juz rozprułam i zszyłam na nowo okazało się, że spartoliłam po raz kolejny. Bo wierzch sukienki był dobrze zszyty, a źle była zszyta podszewka. Rozprułam sukienkę. Rozprułam podszewkę.Przymierzyłam wszystkie elementy jeszcze raz do papierowych wykrojów i gdy miałam pewność, że teraz elementy pasują, zszyłam wszystko na maszynie. Rozprasowałam. obrzuciłam. Potem doszycie dołu. Stwierdziłam, że sukience brakuje tego czegoś. Po5 godzinach snu wyrwałam do pasmanterii gdzie kupiłam atłasową tasiemkę którą podkreśliłam linię odcięcia. Zrobiłam na środku płaską kokardkę. Podobna kokardka podkreśliłam rozporek oraz ukryłam pod nią górna linię zamka.


Sukienka zawisła na manekinie i cieszyła moje oko. Bardzo cieszyła. Mimo rozjechanego wzoru z tyłu sukienki byłam nią zachwycona. Sukienka robi takie wrażenie, że koleżanka która do mnie przyszła, zobaczyła ja i postanowiła przymierzyć. No i tyle widziałam swoją sukienkę. Co prawda sukienka u mnie została by ją zwędzić nieco w biodrach i spłycić pionowe cięcia na biuście. Sukienka cieszy moje oczy, uwielbiam jej elegancką linię i dziewczęcy urok. Nie mniej po uszyciu tej kiecki, różowa podszewka została głęboko schowana w szafie. Nie chce jej oglądać. Ile razy z niej coś szyję to są jakieś problemy.

 
* - areszt to koci transporter stojący pod stołem w kuchni. Święte miejsce gdzie kotu nic nie grozi. Taki mamy układ. Jak narozrabia to pada hasło "do budy" i kot w podskokach zwija się do aresztu i siedzi tam aż nie pozwolę mu wyjść po odbyciu kary. Dodam, że aresztu nawet nie trzeba zamykać.

środa, 24 lipca 2013

Kwiecista sukienka z kontrafałdami i bambusem

Żółcie już były to teraz wróćmy do kontrafałd. Sukienka której zdjęcia poniżej była prezentowana tutaj. Zrobiła furorę gdziekolwiek ją zaprezentowałam. Nie ukrywam też, że niejedna kobieta się obejrzała za mną gdy zasuwałam w tej sukienki przez centrum handlowe.

Sukienka stanowiła też wdzianko kuriera przesyłek ślubnych. Ubrana w nią dostarczyłam prezent i kwiaty na prośbę koleżanki która mieszka daleko daleko w obcym kraju, a jej przyjaciółka w Warszawie wychodziła za mąż.

Sukienka przyjemna w noszeniu z racji grubszej bawełny z której jest uszyta. Krój mi idealnie pasuje, a kontrafałdy i długość są po prostu wzorowe.

Niektórzy zwrócili uwagę,że nie widać fikuśnego cięcia, które ginie we wzorze tkaniny. Nie przejmuję się tym zupełnie bo nie o to chodziło. Uszyłam sukienkę z tego wykroju  z tej tkaniny bo nie byłam do tej tkaniny przekonana. Stwierdziłam,że wyjdzie co wyjdzie a okazało się, że ten krój wydobył urodę tkaniny, albo tkanina urok tego kroju.

Kwiecista sukienka z kontrafałdami en face
A tu kwiecista z półprofilu
Bambusik na brzuszki i kokardka dla urozmaicenia wzorzystej sukienki
Odszycie

Tył sukienki. Zwyczajny, ale dobrze dopasowany dzięki pionowym zakładkom

poniedziałek, 22 lipca 2013

Żółć motywem przewodnim

W końcu zebrałam siły i zrobiłam zdjęcia sukienek które ostatnio uszyłam.
 
 
Dzisiaj hasłem przewodnim będzie żółć w różnych odcieniach. Jak wielokrotnie wspominałam to czerń tego sezonu, a ja lubię żółty kolor.

Jestem w trybie wypróbowywania różnych wykrojów, różnych form. Po kilku miesiącach prób i błędów wiem jakie kroje na mnie dobrze leżą, a które leżą tak sobie. Wiem też jakich wzorów unikać bo wyglądam w nich tragicznie.

Jestem zakochana w kontrafałdach chociaż ich ułożenie zajmuje całe mnóstwo czasu. Mogłoby się wydawać że skoro mam gotowy wykrój to nic tylko złożyć w odpowiednich miejscach. Jednak przypomnę, że szyje z końcówek tkanin na które poluje w różnych miejscach. Dzięki temu nie wydaję majątku, a mam spory wybór materiałów na półce w szafie. Zwykle widzę jakiś wykrój, otwieram szafę i już wiem z czego to uszyje. Czasem jednak kupuję tkaninę z myślą o jakimś konkretnym modelu. Zwykle potem nie mogę znaleźć wykroju, który by pozwolił szybko zrealizować moje zamierzenie. Tak było z pastelami z żółtym. Miałam kawałek lejącej się żółtej, kreszowanej tkaniny.

Tu mała dygresja i przesłanie do tkanin kreszowanych: nienawidzę was!


Miałam też ciekawy wykrój na górę sukienki, wykrój z Papavero. Nieco obniżona linia talii i ciekawy dekolt. Jak się jednak okazało w praniu, przy mojej nie dość długiej szyi ten krój po prostu wygląda źle. Wiedziałam to już na etapie zszycia góry sukienki. Żal mi było jednak włożonej roboty i dokończyłam projekt. Cieszy mnie to połączenie kolorów bo na zdjęciach nie do końca udało mi się to uchwycić, ale dół doskonale pasuje do żółtych kwiatów góry sukienki. Francuskie cięcie bardzo ładnie układa się na biuście. Manekin nie oddał tego. Dół sukienki ślicznie się układa, miękko faluje.



Patrzę tak sobie teraz na tą sukienkę.No fajna jest, ale ja tak mam, że jak się naszyję i narobię wokół jakiejś sukienki to potem nie mam serca do niej. Wyjątkiem jest biała sukienka z pionowymi przeszyciami i kontrafałdami. Ta sukienkę kocha, a reszta. No cóż... fajne, ale to nie to :)

Druga sukienka w żółtej tonacji to mój cukiereczek. Jestem nią absolutnie zachwycona. Dość szybka do uszycia chociaż z całym mnóstwem zakładek. Do  tego wygodna. I ten kolor...


Na oryginalnym wykroju burdowym gipiura była szersza i chciałam taką upolować, jednak oprócz szerokości, gipiura musiała być symetryczna. A to juz warunek niezwykle trudny do spełnienia. Także ozdobna taśma nieco węższa niż planowałam, ale mimo wszystko jestem zachwycona kiecką.


Świetnie się układa, chociaż nie będę jej nosić bo wg mnie model powinien być bardziej dopasowany. To rozmiar 40, ale wg mnie świetnie będzie leżał na kimś o rozmiarze 42. Na pewno uszyje tą sukienkę dla siebie, ale właśnie rozmiar mniejszą. I też będzie żółta bo zostało mi tej tkaniny.

Sukieneczka jest uszyta bez podszewki, góra sukienki jest skrojona podwójnie. Zamek jest wszyty z boku, po lewej stronie. Bardzo fajne rozwiązanie.

Wszystkie podkroje podkleiłam taśmą flizelinową. Bardzo dobrze że tak zrobiłam, bo dzięki temu bawełna się dobrze układa. A dekolt w tej sukience choć niewielki to tworzy piękną linię. generalnie jestem urzeczona tym modelem. ma w sobie prostotę którą cenię, a jednoczęśnie niezwykły kobiecy urok dzięki gipiurze.

Dół podwinęłam szeroko. Między innymi dlatego, że bawełna z której szyłam sukienkę wymagała obciążenia dołu by się lepiej układał. I jak wiecie, lubuje się w szerokim podłożeniu. Uważam, że to szerokie podłożenie zrównoważyło góre sukienki.

O i tyle tych żółtych. Jak widać na pierwszym zdjęciu mamy kwiatki z kokardką i biała sukienka z ciekawym odcięciem pod biustem. Ale o tym w najbliższych dniach. Obecnie na warsztacie mam sukienkę z dekoltem w kształcie V którą szyję z ciekawej bawełny w kolorowe wzory. Poza tym bawełna która mam jest cieniowana i dół sukienki ma intensywniejszą barwę niż góra sukienki. Generalnie by skończyć to dzieło muszę wyskoczyć do pasmanterii w poszukiwaniu pewnego elementu wykończeniowego. Ale o tym już wkrótce :)




Ogłoszenie parafialne

UWAGA UWAGA!
Drogie Dziewczęta, poszukuję osoby o parametrach zbliżonych do podanych poniżej:
- wzrost: 168 - 170 cm
- obwód klatki piersiowej: 92 - 96 cm
- obwód talii: 74 - 78 cm
- obwód bioder: 94 - 98 cm
Preferowane włosy sięgające minimum do ramion. 

Do tego wymagane chęci i odrobina luzu.
Będziemy przymierzać i focić w ciekawych okolicznościach przyrody sukienki oraz inne ciuszki uszyte przeze mnie.
Kto się chce pobawić w modelkę?
Szczegóły na pw.

A jeśli ktoś chce się pobawić w fotografa i zrealizować moje pomysły na sesje w kieckach to też zapraszam na pw.

sobota, 20 lipca 2013

Kompulsywne szycie

Ewidentnie mam problem. Niektórzy zajadają stres. Niektórzy szaleją za kierownicą.  A ja... gdy zawalają mnie stresujące i męczące sytuacje uciekam w szycie. Wyłączam się tak samo jak na końskim grzbiecie. To bardzo przyjemne uczucie. Dzisiaj miałam miliard telefonów. No nie, nie miliard. Dwa miliardy. Większość z nich wiązała się z przychodem dla firmy więc to cieszyło, ale umęczyło mnie okrutnie.

Tak się składa, że wczoraj przygotowałam trzy wykroje na zaś. Skroiłam też dwie sukienki. Biała i żółtą. Przypominam, że żółć jest czernią tego sezonu.

Najpierw usiadłam do białej. Umęczyłam się, ale jakoś poszło. Efekt, bardzo zadowalający. Bardzo. To może być jedna z moich ulubionych sukienek. Żółta sukienka fajna, ale na kogoś wyższego. Będzie się wtedy lepiej prezentowała. Bardzo łatwa i szybka do uszycia chociaż dawno nie szyłam tylu zakładek. Dodam do niej jeden element, ale w tym celu muszę jechać do dobrej pasmanterii. O przy okazji może w końcu kupię żółta tasiemkę ze skosa.

Tymczasem uciekam spać. A jutro od rana znowu mogę poszaleć szyciowo :)

czwartek, 18 lipca 2013

Jak to się frak sprawuje - przypadki użycia

Wczorajszy dzień miał ambitny grafik. Wieczorem miałam skończyć ostatnią sukienkę z cyklu pasteli. Doszycie dołu i wszycie zamka mi pozostało, jednak stwierdziłam, że wokół dekoltu i "rękawków" wykończę lamówką atłasową w kolorze żółtym by korelowała z żółtym dołem. A lamówki takiej nie mam.

Dostałam natomiast dysk ze zdjęciami z Pikniku Kawaleryjskiego który sędziowałam w czerwcu. Okazało się, że taka ilość zdjęć nie ma szans zmieścić się na dysku laptoka ani na dysku zewnętrznym. Postanowiłam zrobić porządki na dyskach które zajęły mi tylko 4 godziny :) ale odzyskałam prawie 80 GB pojemności. Przy okazji znalazłam kilka ciekawych rzeczy :) ale nie o tym chciałam. ktoś kiedyś pytał jak się frak sprawuje. Więc sprawuje się wyśmienicie. Dobrze się układa, nie krępuje ruchów. Jestem zadowolona :)

Poniżej kilka zdjęć z sesji dla Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych "TUW", które było sponsorem Imprezy Wiosennej w Kożuchowskim Młynie.

Przemarsz na miejsce sesji

Nora z pewną dozą nieśmiałości pozuje przy roll-up'ie

Jeden z popisowych numerów w wykonaniu mojego konia

Udajemy, że roll-up wcale nie jest straszny i że wcale nie chcę byśmy do niego podeszły

Pozowanie przy reklamie zaczyna nam się podobać

Nornica na totalnym luzie pozuje. Nawet uszka nastawiła co by dodac sobie uroku



niedziela, 14 lipca 2013

Spotkanie szyciowe w Warszawie

Wczoraj odbyło się spotkanie grupy fejsbukowej Warszawa szyje. Spotkanie zaplanowane z dużym wyprzedzeniem więc nie miałam problemu by tak ułożyć kalendarz, aby zjawić się na Polach Mokotowskich. Bo tam było miejsce spotkania. Padło hasło, że piknik i żeby zabrać kocyki i coś do jedzenia. Upiekłam więc ciasto, zapakowałam do gokarta kocyk i pomknęłam. Znałam z grubsza położenie punktu w którym rozłożone na kocach miały być nasze warszawskie krawcowe. Rozłożone w sensie ułożone powabnie, na boczku, zajadając owoce i mięsiwa jak na obrazach prezentujących uczty starożytnego Rzymu.
Człapię sobie brukowaną alejką, myślę o niebieskich migdałach, a właściwie to nad tym jak ja poznam która to grupka to nasze krawcowe. Zerknęłam, siedzi duża grupka, ale połowa osób to mężczyźni. Nie podejrzewałam, żeby to byli panowie z naszej grupy. I wtedy jakieś dwie dziewoje które przycupnęły na ławeczce, objuczone karimatami, zawołały mnie. Uff, to byli NASI! Właściwie to NASZE!
Usiadłyśmy sobie na trawce, nawet nie było źle, bo miejsce wolne było od psich kup. Za to udało mi się rozłożyć kocyk tak, że ulokowałam się na patyku. Po tym bolesnym doświadczeniu nieco zmieniłam lokalizację i już było ok. Obok mojego ciasta na czerwonym kocyku w pandy, pojawiły się pyszne ciastka zrobione przez Agnieszkę i biszkopty. Powolutku zaczęły się pojawiać kolejne zagubione gwiazdy warszawskiego krawiectwa. I tak to po prawie godzinie było nas już 8 wesołych sztuk. Ulokowana na karimatach i kocyku pośmiałyśmy się, poplotkowałyśmy, co poniektórzy delektowali się ciastami i nie wiadomo kiedy zrobiła się 19. To już taka dziwna prawidłowość, że w miłym towarzystwie czas mija niezwykle szybko.
Planowane były wymiany zbędnych tkanin, ale każda z nas stwierdziła, że nie ma takich tkanin co by z nich czegoś nie uszyła. Za to pojawiły się Burdy z lat dziewięćdziesiątych, ach te szerokie ramiona z poduszkami, które to Burdy momentalnie znalazły nowe właścicielki.
Po spotkaniu były małe problemy z obraniem właściwego azymutu, ale z Anetką poprowadziłyśmy nasze stadko ku SGH.
Podsumowując, było bardzo miło. Szyjąca warszawa to przemiłe babeczki. Każda z nas ma swoje miejsca i sposoby na zdobywanie tkanin, jedne szyją sukienki, inne zaczynały od spodni, a jeszcze inne od toreb i chusteczników. Były miłośniczki kotów i właścicielki piesków. Były ploteczki o dzieciach tych w brzuszkach i tych poza nimi. Było piknikowo chociaż niektórzy twierdzili, że pada na nich deszcz. Niezbędnym było przyodzianie się w trakcie w dodatkowe okrycia wierzchnie gdy słoneczko się schowało za chmury. Jednak byłyśmy twarde i nie dałyśmy się nieco jesiennej pogodzie.
Z pomysłów, to obecnie szukamy miejsca w którym można by się rozłożyć z maszynami do szycia, na których będziemy szyć jasie dla maluszków w szpitalach. Gdyby ktoś znał takie miejsce w Warszawie, miejsce udostępniane najlepiej nieodpłatnie, to my reflektujemy.
Za jakiś czas, mam nadzieję, że już niedługo, kolejne spotkanie. Dla osób nie posiadających fejsbuka  będę informować na bieżąco.

Z innych tematów to popełniłam dziś dwie nowe koszulki. Jestem jednak tak zmęczona, że nie mam siły teraz myśleć jakby tu zrobić im ładne zdjęcie. Może jutro się wezmę za to.

czwartek, 11 lipca 2013

Kilka słów od Zibiasza i podziękowania dla Moni

Wczoraj na warszawskiej Woli miało miejsce przedziwne zdarzenie, któremu towarzyszył ogromny huk. Otóż zawalił się świat pewnej kobiecie.Sytuacja miała miejsce chwilę p tym, jak dzioewczę przeczytało wiadomość przesłaną przez Zibiasza (pozdrawiam!).

Zibiasz napisał: Pozwolę sobie nie zgodzić się z Twoimi spostrzeżeniami, dotyczącymi rzekomej staranności i precyzyjnego dopasowania przedmiotowych kreacji;
otóż w mojej długiej przygodzie z branżą reklamową przepracowałem ok. 10 lat w branży telewizyjnej i mam pewne pojęcie, jak to wygląda "od zakrystii".
Kreacje aktorów nie nadają się do wyjścia na ulicę, ponieważ są pospinane szpilkami i dopasowane prowizorycznie, żeby tylko dobrze wyglądać w kilku ujęciach. W najlepszym wypadku są sfastrygowane.
Nie jestem ekspertem akurat od "Dynastii", bo oglądałem zaledwie kilka fragmentów, a całego odcinka nie byłem w stanie wytrzymać, jednak w branży TV wszystkie "sztuczki" są szeroko omawiane i znane, natomiast ten serial był od zawsze znany, jako swoista gałąź przemysłu filmowo-telewizyjnego.
Miało przy nim pracę tysiące ludzi i niejedna fortuna na nim wykwitła. Kilka też upadło :)
Stroje dla aktorów dostarczały znane domy mody, które w ten sposób miały darmową reklamę, ale nie były to rzeczy szyte na miarę dla tych aktorów, a po zakończeniu zdjęć przeważnie wracały na wieszak w salonie.
Były, ma się rozumieć, przypadki, kiedy kreacja za symboliczną opłatą trafiała na własność kogoś z aktorów i wówczas była dopasowywana, ale już na własną rękę.
Poza tym często zdarzało się, że występowały w serialu prototypy, swoiste "makiety", które były dopiero w stadium projektowym. Stąd w każdym odcinku gwiazdy miały inną kreację, a czasem nawet kilka, które przed zdjęciami były dopasowywane niemal naprędce, aby nie znużyć kapryśnej gwiazdy staniem nieruchomo:)
Taki ciuch miał konkretne zadanie wyglądania atrakcyjnie przez krótki czas i od tego byli oświetleniowcy, styliści, rekwizytorzy, sekretarki planu i cały sztab, aby nie dopuścić w ujęciu takiego ustawienia aktora, które obnażyłoby prowizorkę.:paluszkiem:
Zauważ, że większość scen odbywa się statycznie, czyli - stoją, chodzą, gadają, leżą i pachną, siedzą i sączą drinka. Gdyby zaistniała potrzeba dynamicznego ruchu - wówczas specjalnie dla tego ujęcia kostiumy musiałyby zostać wzmocnione, czyli po prostu normalnie uszyte. Inaczej by się rozpadły dopasowania "na szpilki".:boisie: I za taki kostium już wytwórnia musi zapłacić, bo nie będzie się nadawał do sprzedaży.
Jako się rzekło, nie jestem specem od "Dynastii", ale oglądałem sporo odcinków jej skromniejszej wersji studyjnej - "Santa Barbara", bo akurat w naszym studiu były udźwiękowiane polskie wersje odcinków.
Wprawnym okiem specjalisty od "upiększania rzeczywistości" wyławiałem w nich wszelkie oszustwa, na które normalny widz nie zwraca nawet uwagi, bo zajmuje go fabuła. Ja natomiast mam już takie skrzywienie zawodowe, że widzę w filmach zupełnie inne rzeczy. A już szczególnie, kiedy fabuła nie zajmuje mnie ani trochę :)
Nie chciałem absolutnie burzyć Ci wizji pięknego świata i cudownych kreacji, ale nie w filmie trzeba ich szukać! :) A już z pewnością nie w amerykańskim, który słynie z blichtru i pozornego przepychu.
Już Twoje wprawne oko wyłowiło różnicę w subtelności połysku tkaniny, a przecież na reflektory są założone tzw. blendy, czyli arkusze fizeliny, dzięki którym światło rozprasza się równomiernie i miękko! Wyobraźmy sobie teraz, jak by te poliestry świeciły w normalnym oświetleniu! :D
Albo weźmy takie dekolty. Nie bez powodu nazywają się "amerykańskie":) Ale też weźmy pod uwagę, ile czasu spędzają tamte panie u kosmetyczek i w salonach SPA... A i tak post-produkcja musi robić retusze...
I te tony pudrów wszelkiego autoramentu i pomad rozmaitości osobliwej, których potoki spływają po 10 minutach w spiekocie jupiterów i trzeba przerwać ujęcie, aby pospiesznie odświeżyć facjatę...

Konkludując - nie wierzcie w ani jeden efekt, zobaczony w filmie! Wiem coś o tym, jako wieloletni spec od tych rzeczy i niedawny wykładowca efektów specjalnych w Szkole Reklamy. Zaprawdę niejeden dekolt i niejedno czoło oczyszczałem z krostek, tudzież kolana z sińców:)





Ponadto pozdrowienia dla Moniki (http://ksiezniczkawbryczesach.blogspot.com/), która zasiała w mojej głowie niepokój po tym jak mi wskazała link do strony z niezłymi kieckami.Przez to, zamiast robić UI w wersji na Androida to ja przeglądałam modele sukienek i analizowałam co i jak mogę uszyć :)

wtorek, 9 lipca 2013

O Dynastii słów kilka

Na forum wywiązała się mała dyskusja na temat poprzedniej noteczki o Dynastii. Rozmawiałam na ten temat też z kilkoma innymi osobami i wszyscy postrzegają ten serial jako szczyt kiczu. Tak, jest to wszystko kiczowate patrząc z perspektywy XXI wieku. Zerknijmy jednak na serial pod kątek krawiectwa.

Czy zwróciliście uwagę jak pięknie są wykończone wszystkie kreacje? Jak wszystkie ciuszki są dopasowane do sylwetek aktorek? Ironizowałam z satyna, że wszystko nią ocieka, jednakże kto szyje ten wie jak to niewdzięczna tkanina do szycia. Ślizga się, łatwo ją zaciągnąć. Oprócz satyny królują świecidełka, aplikacje, cekiny, falbanki, koronki, szyfony i woale. Dzianiny, lycry i inne elastyczne tkaniny niemal się nie pojawiają. W przeciwieństwie do wspólczesnych seriali, gdzie te tkaniny dominują. Wybaczcie, ale w żadnym z seriali obecnie emitowanych, no może poza Mad Men, nie widziałam żeby kostiumy były tak fantastycznie uszyte na konkretne aktorki. Co więcej, każda z granych postarci prezentuje swój własny styl i tego stylu trzymają się styliści.

Urzekły mnie dekolty w kreacjach. Każdy odcinek mnie zaskakuje mnogością pomysłów i uzytych tkanin, wzorów. Zdarzają się totalne pomyłki, zestawienia które mnie zwalają z nóg, ale znaczna częśc sukienek, żakietów ze spódnicami nadal jest na czasie gdyby ją uszyć z czegoś mniej połuskującego tudzież odpruć koraliki czy inne aplikacje.

Poduszki są wszyte niemal w każda marynarkę czy żakiet, to razi. Ale taka wtedy była moda. Czasem poduszki są zbyt duże, a ramiona przez to nienaturalnie szerokie i wysokie. Wiele kreacji jednak jest ponadczasowa. Satynowe bluzki z kokarda pod szyja. Spódnice z wysokim stanem. Żakiety z baskinką. Kontrastowe lamówki. Taliowane płaszcze.

wszystkie kreacje podkreślają walory kobiecości. I to mnie urzekło. Tego najbardziej brakuje w obecnej modzie. Ciuchy oferowane przez sieciówki sa bezkształtne, workowate, szarobure. Mało kto się bawi deseniem, czy teksturą.
Fabuła serialu nie umywa się do Bold&beautiful. romanse są tłem to przepychanek w biznesie. Kto prowadzi swoją firmę ten zda sobie sprawę, jak prawdziwe jest to, co ukazano w serialu. Może dlatego, że ja toczę walkę każdego dnia w firmie, zwróciłam na to uwagę. Jednak prawdziwą fascynacje budzą stroje kobiet. Eleganckie, świetnie skrojone, podkreślające atuty sylwetki, kobiece. Mówię tu o formach, bo ta ilość satyny powoduje, że mój telewizor zaczyna zgrzytać nie mogą oddać tej ilości mieniących się kolorów. Nie śpię potem po nocach opętana satyną która każe mi zamienić moją bawełnianą pościel na satynowy elektryzujący się koszmar...

I tym kolorowym akcentem zakończę wywód oddalając się do zajęć zupełnie nie związanych z krawiectwem czy modelowaniem odzieży.

poniedziałek, 8 lipca 2013

Wyzwanie krawieckie z przymrużeniem oka

Na wstępnie zaznaczę, że zalewam się tu łzami bo nie mam overlocka, a znalazłam coś co muszę koniecznie uszyć. Bez tego wdzianka mój koń będzie zrozpaczony i może popaść w depresję. O czym mowa? Ilustracja poniżej :)

Bo czy koń może obejść się bez pianki do nurkowania?!

Z innych tematów to chyba pierwszy weekend w który nic nie uszyłam. nie chciało mi się. Zrobiłam sobie tylko koszulkę. Wczoraj ją dopracowałam i dorobiłam napis na plecach. Cieszy mnie ta koszulka.

Znowu działam odcinek "Dynastii". Wszystko ocieka satyną. Po przebudzeniu w satynowej pościeli, kobieta wstaje i na satynową koszulkę zarzuca satynowy szlafroczek. Zakłada laczki na obcasie, oczywiście z satyny przyozdobionej piórkiem tudzież puszkiem jakimś. Przechodzi obok fotela obszytego satyną w paski stojącego na wzorzystym tle satynowych zasłon przewiązanych lśniącym sznurem z jeszcze bardziej lśniącym chwostem. Bierze prysznic i wyciera się ręcznikiem który o dziwo jest frottowy, ale na szczęście ma wykończenie za satynowej lamówki. Zakłada satynową bluzkę z szerokimi poduszkami i dekoltem w łezkę, wciąga na zgrabną pupę satynową spódnicę z zakładkami. Stopy wsuwa w satynowe szpilki i popitala przez pluszowy dywan do pracy gdzie spotkanie kolejne satynowe damy.

Już wiem czemu one wszystkie w tym serialu mają takie nastroszone fryzury. Sterczące albo z kolei całkiem sztywne, nieruchome. Po prostu one tak się elektryzowały w tych poliestrach, że włosy stawały dęba. Jedyny sposób by temu zapobiec to nałożyć spora ilość lakieru lub żelu.

Osoba odpowiadająca za kostiumy w tym serialu miała cudowną robotę! Przechlapane miały krawcowe, w szczególności te które musiały doszywać te wszystkie kamyczki i świecidełka do kreacji.

sobota, 6 lipca 2013

Radosna twórczość w trakcie migreny

Mam piekielne bóle głowy od kilku dni. Drażni mnie hałas, rozmowy, intensywne zapachu, światło i słońce. Upał i zimno. Zasadniczo wszystko mi działa na nerwy i nasila ból głowy. Kto kiedykolwiek miał migrenę ten wie jakie to fatalne samopoczucie, gdy żołądek wywraca się na lewą stronę, oczy chcą wypaść, a każdy ruch to katorga.

Dzisiaj z rana czułam się nieco lepiej, głowa bolała mniej więc wzięłam się za pranie kanapy. Intensywny zapach płynu do czyszczenia obić nasilił objawy. Byłam wściekła, bo oprócz odrobiny pracy zawodowej to nic w tym tygodniu nie popchnęłam, nic takiego dla siebie. No oprócz dwóch przyzwoitych treningów.  Ale to na początku tygodnia.

Postanowiłam zawalczyć z bólem głowy. Przygotowałam szablon i wyrysowałam flamastrem kontury. Już nie raz tak ozdabiałam stare koszulki. Jednak tym razem postanowiłam zaszaleć z pastelami do tkanin. Efekty mojej radosnej twórczości poniżej.

Tak to prawie że ja na moim szalonym koniu, z tą różnicą że chwilowo nie jestem ruda a bardziej bakłażanowa (BTW od wilgotnych włosów zafarbowało mi oparcie fotela - też wypadałoby wyprać). Nie mam tez zielonych bryczesów, ale koszulka jaskrawozielona to jak najbardziej w moim stylu. Oficerki mam czarno-brązowe a nie tylko brązowe. Konina ma dłuższy ogon ale tak samo zadziorną grzywkę no i jest tak samo zadowolona skacząc przez przeszkody. A no i drążki, nie mamy tu w stajni takich biało-niebieskich drągów. Mamy tylko jednolicie białe.

Lepsze zdjęcia wkrótce, jak uruchomię aparat. Na obfocenie czeka również kwiatkowa sukienka z kontrafałdami.

Miłego weekendowania, idę umierać dalej.

wtorek, 2 lipca 2013

Kwiatki i bambusy

Popełniłam w sobotę sukienkę. Wynalazłam na Papavero wykrój z zakładkami w formie pędów bambusa jak to określił Zibiasz na ekrawiectwo.net. Zakładki nieco zginęły na wzorzystej tkaninie i prawdę mówiąc to całkiem się z tego ciesze. Nie są one szczególnie efektowne.

Na projekcie Papavero wyglądały bardzo efektownie, sądziłam że będą szersze na końcu i po rozprasowaniu powstanie minikontrafałda, jednak po zszyciu okazało się, że na końcu mają szerokość około 5 mm i efekt jest prawie żaden. Natomiast rozprasowanie tego ustrojstwa to horror. Żeby mi się równo rozprasowały pomagałam sobie wsuwając w zakładkę pałeczkę od sushi.

Poniższe zdjęcie zrobione telefonem, bo aparat chwilowo niedysponowany. mam nadzieję, że na dniach pojawią się zdjęcia lepszej jakości.

Cięcie to ma jednak pewną zaletę. Góra sukienki się fantastycznie na mnie układa. Jest wygodna i ładnie modeluje biust. Jest jednak pewne ale... sukienka jak dla mnie ma za małe wycięcie pod szyją i nieco uwiera mnie. Widać to też na manekinie. Sądzę, że pogłębię wykroj o jakiś 1 może 1,5 cm. Wtedy będzie tu komfortowe.
Wykrój nie uwzględnia odszyć. Wyrysowałam je sobie sobie i zrobiłam odszycie dekoltu. Nie zrobiłam odszycia pach bo wydawało mi się, że przy tej tkaninie nie będzie takiej potrzeby, jednak po uszyciu jej wiem, że przydałyby się. Paszki lepiej by się układały. Podszyłam je taśmą atłasową i jest ok, ale przy kolejnej sukience na pewno zrobię odszycia.
Linia talii jest podkreślona paseczkiem, który dodatkowo ozdobiłam tasiemką atłasową w kolorze pudrowego różu. Kolejną sukienkę jednak uszyje bez tego paseczka, dół sukienki doszyję bezpośrednio do góry sukienki.  Zmieni to nieco proporcje i kształt sukienki, ale wg mnie będzie to lepiej na mnie leżało. Konieczne też będzie zwężenie sukienki z talii bo jest ciut za dużo za luźna.

Tkaniny na dół sukienki miałam sporo jednak niewystarczająco by zrobić kontrafałdy jak się patrzy. Dlatego z przodu jest więcej kontrafałd, następnie po zakładce na wysokości szwa bocznego i po dwie kontrafałdy z tyłu. Sukienka się świetnie układa dołem. Wszyłam kryty zamek i wszywając zamek zorientowałam się, że lewa część tyłu jest o 1 cm dłuższa niż prawa część. Nie wiem jak tego dokonałam. Czyżby w trakcie podklejania flizeliną brzegu tkaniny do którego ma być przyszyty zamek, tkanina mi się wyciągnęła? Nie wiem jak się stało, że był centymetr rozbieżności. Musiałam rozpruć część szwu między górą sukienki a paskiem i wszyć pasek nieco wyżej.

Dół sukienki podłożyłam na 5 cm. Lubię szerokie podłożenia.

I teraz anegdotka. Wstawiłam zdjęcie tej sukienki na fejsa i koleżanka zapytała gdzie takie sukienki kupuję. Odpisałam, że szyję sobie. I wtedy padło pytanie czy sama szyję na maszynie czy zatrudniam chińskie dzieci...