Dzisiaj noteczka zapowiedziana w dniu wczorajszym. Miałam zaprezentować sukienkę z Burdy, ale coś się stało. Nim jednak o tym, to dowcip opowiedziany przez Zibiasza na forum:
Pewien krawiec uszył facetowi garnitur. Facet przyszedł po odbiór i
przymierza, ale kręci nosem, marudzi, kwęka, obraca się przed lustrem i
ciągle coś mu nie w smak. Krawiec stoi obok i wyraźnie chce mieć to już z
głowy. Pyta klienta: -"Właściwie co się panu nie podoba?" Na co klient
pokazuje na wyraźną zmarszczkę pod pachą. Krawiec mówi: -"To niech pan
podniesie rękę wyżej. O, jeszcze trochę. No! I widzi pan! Nie ma
zmarszczki!" Wtedy klient pokazuje na długą fałdę na drugim ramieniu, a
krawiec na to: -"Łokieć do tyłu! O! Już jest pięknie!" Klient już nie
jest taki zmartwiony, bo widzi poprawę, ale jeszcze coś marudzi o
spodniach. Ale i na to krawiec ma sposób: -"Prawa stopa na zewnątrz. O
tak. I wygiąć biodra. No i co? Nie jest pięknie?"
Klient w końcu daje się przekonać, dziękuje i wychodzi taki
powyginany z pracowni, przed którą siedzą na ławeczce dwie kumoszki.
Zlustrowały faceta i mówi jedna do drugiej: -"Pani patrzy, jaki ten
krawiec zdolny! Nawet na takiego kalekę potrafi garnitur uszyć!"
Co się stało? Otóż koleżanka wstawiła na fejsa link do filmu z komentarzem, że tez tak chce bo kota już ma. A oto film:
Jak tak sobie popatrzyłam na tego kota w tym wdzianku to mnie olśniło. Nie miałam siły na nic z okazji upału, jednak takie cudo uszyć to zupełnie inna sprawa. Kocham wyzwania, a przypomniało mi się, że gdzieś powinnam mieć kawałek weluru. Miałam taki jasnoniebieski, niemal szary, ale było go za mało. Znalazłam za to spory kawałek niebieskiego. Wygrzebałam go w ścinkach.
Następny krok to zdjąć miarę z kota, którego mam na wyposażeniu. I tu uwaga. Szycie dla kota jest proste ale zajmuje mnóstwo czasu. 30% czasu to szycie, 70% zajmuje ganianie kota po domu z centymetrem, wykrojem lub próbnym szyciem, a później z gotowymi elementami. Cały proces tworzenia kostiumu jest nacechowany poświęceniem, obtłuczone kolana bo kot przesiaduje pod kanapą jak widzi centymetr w ręce. Oprócz tego człowiek jest ofuczany, oburczany, ugryziony. Całe szczęście, że mój kot wie, że nie wolno mnie drapać i gryźć bo mogłabym to szycie przypłacić życiem.
Zdejmowanie miary z pacjenta
Po zdjęciu miary z kota i obejrzeniu wdzianka na filmie przystąpiłam do stworzenia szkicu jak to powinno wyglądać. Rysunek poglądowy poniżej. Jak widać, nie jest to specjalnie skomplikowane.
Rysunek prawie techniczny
Gdy już sobie naszkicowałam elementy składowe w notatniku, przyszedł czas na przygotowanie wykroju. Rozłożyłam kalkę i dawaj rysować i kreślić z linijką. Od czasu do czasu musiałam znaleźc kota by coś domierzyć czy sprawdzić. Potem wycięłam wykrój i elementy które miały być zszyte skleiłam taśmą. Przymierzyłam na kota.
Kobieto, odbiło ci do reszty?!
Było ciężko, bo kot przyjął postawę obronną-utrudniającą. Wali się jak klocek na bok i leży sztywny, spięty i naburmuszony. Łapy przestają mu się wtedy ruszać w stawach, szyja znika, futro się puszy. Koszmar krawcowej! Ostatecznie jednak udało mi się jakoś przygotować wykrój.
Elementy wykroju
Postanowiłam zrobić próbne szycie. Wyciągnęłam kawałek bawełny i dawaj. Oczywiście, nie obrzucałam krawędzi, chodziło tylko o ogólną formę i kształt.
Próbnie zszyte elementy
Nastepnie wypchałam płetwy boczne i ogon ścinkami. Zszyłam wszystko w całość i przymierzyłam kotu. Nawet byłam zadowolona z efektu, a kot... zresztą sami zobaczcie.
Prawie rekin tygrysi, a jednak syberyjski
Postanowiłam skrócić ogon, a wydłużyć kapturek. Oczywiście jak się później okazało, zapomniałam wydłuzyć kapturek i się układa nie do końca tak jak chciałam. welur był za cienki by się układac tak jak chciałam postanowiłam więc go podszyć pikówką w kolorze bebechów rekinich.Wycięłam z weluru elementy, a resztki weluru posiekałam, żeby mieć czym wypchać płetwy. Siekanka z pikówki i weluru całkiem nieźle się sprawdziła. Upychałam ją pałeczką do sushi.
Siekanka
Samo szycie to porażka i masakra, bo welur był elastyczny, pikówka śliska. ale zszyłam. Doszyłam ogon i płetwy. Okazało się, że zapomniałam o najważniejszym atrybucie rekina - płetwie grzbietowej. Musiałam ją doszyć na końcu co nie było łatwe i nieco popsuło wygląd podszewki od spodu.
Zęby i przekrwione dziąsła wycięłam z filcu którego akurat miałam mały zapas. Doszyłam do brzegu kapturka. Oczy i szczeliny skrzelowe wyhaftowałam na maszynie gęstym zygzakiem. Na brzuchu i na klacie doszyłam szeroki rzep do zapięcia wdzianka.
Ostatecznie efekt jest zadowalający bardzo. Zdjęcia niestety są takie sobie, bo model nie chce współpracować. Potworny brak profesjonalizmu!
Pierwsza przymiarka gotowego wdzianka
A kuku wariatko!
Tam gdzieś jest kot.
A tutaj dokumentacja wideo jak wdzianko się prezentuje na kocie w ruchu, chociaż ruch to wiele powiedziane. Niestety pacjent momentalnie nauczył się zdejmować z siebie wdzianko, rzepów musiałoby być dużo więcej, a najlepiej jakieś klamry bo tych nie rozepnie. Obecnie, po dwóch przymiarkach kot widząc, że biorę rekinią skórkę, ucieka gdzie pieprz rośnie, znaczy się pod kanapę.
Okrutna kobieto! Męczysz biednego kociulka!
OdpowiedzUsuńChociaż zdolności Twoje podziwiam, podziwiam wielce! :)
Może powinnam otworzyć fundację "Uwolnijmy Kosmatego" bo nie wydaje mi się by to było ostatnie wdzianko dla niego jakie powstanie :)
UsuńRewelacyjne wdzianko :) gratuluję pomysłu, wykonania i modela - kapryśny ale jaki piękny! ;]
OdpowiedzUsuńnoaga
Niesamowite. Fajny pomysł:)
OdpowiedzUsuńHahaha padłam :DDDDD
OdpowiedzUsuńHahaha! nie wierzę! kotek jednak nie jest tak zadowolony jak w oryginale:D
OdpowiedzUsuńUśmiałam się do łez! Dobre samopoczucie mam zagwarantowane już na cały dzień, dzień! Dzięki :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że się uśmiałaś :) powinnam teraz nakręcić drugi film, pt.: Kot uciekający na widok skóry rekina.
UsuńCoś Ty temu biednemu kotu zrobiła hahahah Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń